piątek, 12 kwietnia 2013



Namuzowywanie

Muzo
Natchniuzo

      tak
  ci
końcówkowuję
z niepisaniowości

natreść
     mi
  ości
      i
   uzo

M.Białoszewski



Jestem w takiej samej sytuacji jak Białoszewski w chwili pisania wiersza.
Jestem jak gąbka, z której wyciśnięto wodę. Nie mam weny.
Dlatego... Zawieszam bloga. Czas nieokreślony, ponieważ sama
nie wiem kiedy Pani Wena postanowi wrócić do mojej główki.
Przepraszam was najmocniej za to, że czekacie na rozdział tak długo
a na dodatek jeszcze zawieszam. Jestem beznadziejna - wiem.
Przepraszam. 
Do napisania
xoxo

niedziela, 10 marca 2013

~ Rozdział 21 cz. II

No super, ten to sobie umie dobrać czas...
- Tak ale.. ale to nic ważnego. Może poczekać. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- W porządku no to chodź zrobimy coś do jedzenia. No chyba, że pizza? - poruszał brwiami.
- Ja nie jestem głodna. Jak chcecie to zamówcie sobie. - odwróciłam wzrok i wślizgnęłam się pod koc.
- Stało się coś? - usiadł obok mnie.
- Nie, wszystko okej. Jestem trochę zmęczona. - skłamałam.
- To  poleż sobie, ja idę coś zjeść i wpadnę do ciebie, okej?
- Jak chcesz. - wymusiłam uśmiech a on puścił oczko i wyszedł.
Wybrał sobie idealny czas na rozmowę. Spławiłam go bo niby co miałam zrobić? Powiedzieć mu, że jeszcze trzy godziny temu chciałam mu oznajmić,  że bezgranicznie go kocham i chce z nim być? A teraz? Godzinę temu całowałam się z facetem, który jeszcze kilka tygodni temu chciał mnie zgwałcić, super nie? Jestem kompletną idiotką mówiłam już? Pewnie tak.. Kilkaset razy. Ale mówię kolejny. Co mam robić? Co mam robić? Włączyłam laptopa i zalogowałam się na Skype. Miałam skrytą nadzieję, że będzie Paula i z nią pogadam. Niestety, nie było jej..  Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Doroty.
- Halo Dorotko. - powiedziałam po usłyszeniu jej cichego 'słucham'.
- Julka?! O jeju! W końcu się odezwałaś! Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest? Stało się coś?
- Ej spokojniutko! Nic się nie dzieje. Wszystko w jak najlepszym porządku. Jak u was?
- W sumie też. Leci jakoś. Praca - dom, praca - dom.
- To świetnie. Słuchaj bo mam prośbę...
- No wal śmiało.
- Będę wybierać się do Polski. Mogłabyś przyjechać po mnie na lotnisko?
- Co?! Przylatujesz?! Cudownie! Oczywiście, że przyjadę! Głupio pytasz... - prychnęła.
- Cieszę się cholernie. Stęskniłam się już za wami. Tylko nie wiem jeszcze kiedy. Jak sprawdzę sobie bilety to dam Ci znać kiedy i o której mam lot.
- W porządku. A jak Louis?
- Super! Byliśmy nawet u jego rodziców na kilka dni. Kurde cudowni ludzie!
- Serio? A jak Mark?
- Mark? Na prawdę fajny facet. Wymieniliśmy kilka słów o mamie. Widać, że na prawdę ją kochał. Opowiadaj raczej co w Polsce?
Rozmawiałyśmy dość długo bo około godziny. Pozwalała nam na to karta, którą dał mi Lou na rozmowy zagraniczne. Dowiedziałam się dużo ciekawych rzeczy. Jednak o Pauli  nie usłyszałam ani słowa... Dorota też jej długo nie widziała i nie wie co się z nią dzieje. Jeszcze w trakcie rozmowy nie byłam pewna tego wyjazdu, ale teraz jestem pewna w stu procentach. To chyba najlepsze wyjście. Przejrzałam strony internetowe kilku linii lotniczych i dorwałam dobrą okazję za nawet przystępną cenę. Niestety wylot za dwa dni a to jest za wcześniej... Szukałam dalej i znalazłam. Lot jest 5 sierpnia o 10:00 więc mam równy tydzień. Mam nadzieję, że chłopcy zrozumieją. Jak coś to wciśnie im się jakiś kit na pewno uwierzą.
Wyszłam spod koca i zbiegłam po schodach do salonu.
- O dobrze, że jesteś. Akurat ostatni kawałek. - Lou podniósł karton z pizza w górę.
- Nie, dziękuję. - sztucznie się uśmiechnęłam i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam sobie sok pomarańczowy i nalałam do wysokiej szklanki.
- Co ty taka zmięta? - Niall szturchnął mnie ramieniem.
- A wiesz trochę mnie głowa boli. Ale luz blues bejbe. - puściłam mu oczko i  zachichotałam. Nienawidzę sztuczności no ale co mam zrobić? Przecież nie powiem nic.
- A to gicior. Robimy coś dzisiaj? - przeleciał po nas wzrokiem. Ja jedynie wzruszyłam ramionami a oni wstrzeli pogawędkę. Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka.
- Otworzę. - zadeklarowałam i ruszyłam do drzwi. Bez wahania pociągnęłam za klamkę i zaczęłam żałować, że się tego podjęłam. - Czego chcesz? - warknęłam.
- Chce pogadać.. - odpowiedział nieco zmieszany.
- Ale ja nie chce. - rzuciłam i chciałam zamknąć drzwi ale przytrzymał je ręką.
- Daj mi chwilę. Proszę. - nalegał.
- Już miałeś swoją chwilę! Daj mi święty spokój!
- Julka.. proszę. - złapał mnie za rękę.
- Zostaw mnie! - wrzasnęłam i usłyszałam kroki za sobą.
- Co tu się... - przerwał kiedy tylko zobaczył kto stoi za drzwiami. - Co ty tu kurwa robisz?! Wynoś się stąd i to już! - rzucił się na niego z pięściami. Próbowałam ich uspokoić ale to było na marne.
- Uspokójcie się! - krzyknęłam próbując rozdzielić ich w jakiś sposób. - Uspokójcie się! - puszczali moje krzyki mimo uszu. Okładali się wzajemnie pięściami. Zsunęłam się po ścianie i zaczęłam płakać. Ogarnęło mnie ogromne przerażenie.
- Julka. - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Liam popatrzył na mnie za chwilę później był już przy bójce. Z pomocą Louisa, który pojawił się zaraz po nim rozdzielili ich. Stali tak dobre trzy minuty i szarpali się jeszcze. Zdecydowaną przewagę odniósł Louis bo darł się na nich okropnie. Zrozumieli, że źle robią bo ogarnęli się natychmiast. Lukas odszedł a Zayn, Liam i Louis weszli do domu.
- Jula.. - zaczął Zayn i spróbował mnie objąć ale odepchnęłam go od siebie.
- Daj spokój. - odwróciłam się i poszłam do siebie.
Rzuciłam się na łóżko i biłam z myślami. Z jednej strony dlaczego tak podle się zachowałam? Przecież Zayn chciał dobrze, chciał mnie obronić. A z drugiej strony nie miał prawa na niego naskakiwać, przecież nawet nie wiedział po co tutaj przyszedł. Kurwa nie wiedział! Wszystko przez ten idiotyczny pocałunek, który w ogóle nie powinien mieć miejsca!
- Puk, puk. Mogę? - Lou wychylił głowę zza drzwi. Przytaknęłam a on zamknął za sobą drzwi i położył się obok mnie. - Nie przejmuj się nimi. Idioci.
- Lou?
- Tak?
- Jadę do Polski. - powiedziałam co spowodowało poruszenie.
- Co?! Jak to?! - niemal wrzasnął.
- Już postanowiłam. Mam samolot za dwa dni. - skłamałam.
- Nie ma mowy! Nigdzie nie lecisz! -  na jego twarzy malowało się równocześnie zdenerwowanie z przerażeniem.
- Lece! Nie zmienię zdania! Za dwa dni wylatuję.
- Powtarzam, że nigdzie Cię nie puszczę! - nie mogę w to uwierzyć ale nasza rozmowa przerodziła się w kłótnię.
- Nie masz nic do gadania! - zeszłam z łóżka. - Jak masz zamiar się powtarzać to do widzenia! - krzyknęłam wskazując palcem na drzwi.
- Wrrr. - sapnął pod nosem i z prędkością światła zniknął za drzwiami trzaskając je.
Od razu sięgnęłam po laptopa i zabukowałam bilet na wcześniejszy samolot. Dobrze, że to zrobiłam. Znając mnie jakbym to przekładała to pewnie w ogóle bym go nie zaklepała i tkwiłabym w tym martwym punkcie. Wzięłam kąpiel i przebrana w piżamę położyłam się. Włączyłam jakieś durne smętne piosenki i zasnęłam.


_____________________

Przepraszam, że tak krótko ale chciałam dokończyć ten rozdział bo ostatnio jakoś nie miałam weny.
Zdziwieni przebiegiem akcji? Tak ja trochhę też. Sama do końca nie wiedziałam jak to skończyć.
Miłej lekturki :) ♥