Poranek nie był już tak piękny jak poprzedni. Nad Wrocławiem
zebrały się chmury i wiał wiatr. Zerknęłam na telefon, który leżał pod
poduszką. Była 11:15. Zwlekłam się z łóżka i otworzyłam szafę. Wyjęłam z niej
dresy, top i bluzę z kapturem. Weszłam do łazienki i przemyłam twarz. Zerknęłam
na lustro. Nie wyglądałam źle - wyglądałam tragicznie. Podkrążone oczy, blada
zmęczona twarz. Koszmarnie. Przebrałam się i wyszłam z pokoju.
Przechodząc przez korytarz przed moimi oczami ukazywały się chwile z mamą. Te
smutne i te wesołe. Kiedy śmiałyśmy się i płakałyśmy razem. Łezka zakręciła mi
się w oku. Nie mogę uwierzyć że to wszystko dzieje się na prawdę. W prawdzie
nie miałam ojca ale moje życie było przepełnione radością, którą dawała mi
mama. A jak jej teraz nie ma to co z moją radością? Co będzie dalej z moim
życiem? Czy ono będzie toczyć się w nieustannym smutku? Czy może szybko zapomni
o trudnych chwilach i mimo przeciwności losu podniosę głowę i pójdę przed
siebie? Nie wiem. Nie chciało mi się nawet o tym myśleć. Wiedziałam, że będzie
cholernie trudno.
Weszłam do kuchni i postawiłam wodę na herbatę. Wyciągnęłam z górnej szafki kubek i talerz a z małej rozsuwanej łyżeczkę. Przygotowałam woreczek herbaty i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej serek ze szczypiorkiem i odłożyłam na blat. Z chlebaka wyciągnęłam dwie kromki chleba i posmarowałam je masłem a potem serkiem. Odłożyłam je na talerz i zalałam woreczek herbaty zagotowaną wodą. Usiadłam przy stole tak jak zawsze siadałam z mamą i w spokoju zajadałam kanapki.Patrzyłam w miejsce gdzie zawsze siedziała mama. Miałam wrażenie że nadal tam siedzi i uśmiecha się do mnie popijając kawę z jej ulubionego kubka z kłapouchym. Tak bardzo pragnęłam żeby moje wrażenie przeraziło się w realistyczne zdarzenie. Po zjedzonym śniadaniu pozmywałam po sobie talerz i kubek, i zadzwoniłam do Doroty.
- Hej. Ja już wstałam i zjadłam śniadanie. O której mam się Ciebie spodziewać? - przemaszerowałam w stronę salonu.
- Będę 12:20. Bądź gotowa. - rozłączyłam się.
Opadłam ciężko na łóżko i podkuliłam nogi. Wczorajszy dzień wydaje się być jedną wielką, beznadziejną bajką, która dość, że nie ma morału to nie kończy się dobrze. Czy to ma w ogóle jakiś sens? No właśnie nie, nie ma. Nie ma sensu jak całe moje przyszłe życie. Nie ma mamy nie ma taty i cholera jasna choćbym chciała to i tak nie mogę cofnąć czasu. Samo myślenie o tym jest wyczerpujące. Nie wiem co mam robić. Nie wiem co teraz ze mną będzie. Dorota przyjedzie i pojedziemy do sądu. Pewnie rozwiązać sprawę z kim mam zamieszkać. Po za Dorotą nie mam nikogo więc sprawa jest raczej jasna. Po co mamy spotykać się? Nie ważne z resztą. Była już 12 więc postanowiłam iść się przebrać. Przed szafą stałam tradycyjne 10 minut po czym ubrałam na siebie rurki, sweter i czarne converese. Wyciągnęłam z szafy jeszcze płaszczyk i buty. Zeszłam na dół i odstawiłam rzeczy na krzesło. Zobaczyłam Dorotę, która właśnie zajechała pod dom swoim autem więc szybko ubrałam buty, założyłam płaszcz i chowając telefon do kieszeni zamknęłam dom i wsiadłam do samochodu.
- Jak tam? - Dorota spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy po czym wycofała z podwórka i pojechałyśmy w stronę sądu.
- E okej. Jestem tylko trochę zmęczona. - uniosłam w górę jeden kącik ust.
- No tak nie dziwie się. Myślę, że ta sprawa w sądzie nie zajmię nam dużo czasu i jak tylko wrócimy to pójdziesz się położyć.
Uśmiechnęłam się porozumiewawczo w jej stronę i odwróciłam wzrok za okno. Nie było za nim nic szczególnego ale jakoś nie byłam teraz sympatykiem rozmów. Chciałam omijać je szerokim łukiem. Droga do sądu minęła dośc szybko bo po kwadransie byłyśmy już na miejscu i wchodziłyśmy do sali. Sala nie była tą słynną ' salą sądową ' tylko pomieszczeniem z dużym stołem i krzesłami wokół niego. Przy stole siedział mężczyzna i kobieta. Po późniejszym zapoznaniu był to pan adwokat i pani z Domu Dziecka. Dorota wymieniała się z nimi zdaniami a ja wcale ich nie słuchałam.
- Aha. Zaraz ma pojawić się jeszcze jedna osoba z rodziny Julii. - jak to jeszcze jedna osoba?! Dlaczego ja o tym nie wiem? Przecież jest tylko Dorota. Nikogo więcej nie znam...
- Jak to jeszcze jedna osoba? - oburzyłam się. - Przecież poza Dorotą nie mam nikogo więcej.
- Znaleźliśmy w archiwum pani rodziny jeszcze jedną osobę. Jest to pani... - przerwał mu wchodzący mężczyzna. - O. Już jest. - popatrzyłam na mężczyznę. - Pan Louis Tomlinson. - no tak to Louis, który odwiózł mnie wczoraj do domu...
Weszłam do kuchni i postawiłam wodę na herbatę. Wyciągnęłam z górnej szafki kubek i talerz a z małej rozsuwanej łyżeczkę. Przygotowałam woreczek herbaty i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej serek ze szczypiorkiem i odłożyłam na blat. Z chlebaka wyciągnęłam dwie kromki chleba i posmarowałam je masłem a potem serkiem. Odłożyłam je na talerz i zalałam woreczek herbaty zagotowaną wodą. Usiadłam przy stole tak jak zawsze siadałam z mamą i w spokoju zajadałam kanapki.Patrzyłam w miejsce gdzie zawsze siedziała mama. Miałam wrażenie że nadal tam siedzi i uśmiecha się do mnie popijając kawę z jej ulubionego kubka z kłapouchym. Tak bardzo pragnęłam żeby moje wrażenie przeraziło się w realistyczne zdarzenie. Po zjedzonym śniadaniu pozmywałam po sobie talerz i kubek, i zadzwoniłam do Doroty.
- Hej. Ja już wstałam i zjadłam śniadanie. O której mam się Ciebie spodziewać? - przemaszerowałam w stronę salonu.
- Będę 12:20. Bądź gotowa. - rozłączyłam się.
Opadłam ciężko na łóżko i podkuliłam nogi. Wczorajszy dzień wydaje się być jedną wielką, beznadziejną bajką, która dość, że nie ma morału to nie kończy się dobrze. Czy to ma w ogóle jakiś sens? No właśnie nie, nie ma. Nie ma sensu jak całe moje przyszłe życie. Nie ma mamy nie ma taty i cholera jasna choćbym chciała to i tak nie mogę cofnąć czasu. Samo myślenie o tym jest wyczerpujące. Nie wiem co mam robić. Nie wiem co teraz ze mną będzie. Dorota przyjedzie i pojedziemy do sądu. Pewnie rozwiązać sprawę z kim mam zamieszkać. Po za Dorotą nie mam nikogo więc sprawa jest raczej jasna. Po co mamy spotykać się? Nie ważne z resztą. Była już 12 więc postanowiłam iść się przebrać. Przed szafą stałam tradycyjne 10 minut po czym ubrałam na siebie rurki, sweter i czarne converese. Wyciągnęłam z szafy jeszcze płaszczyk i buty. Zeszłam na dół i odstawiłam rzeczy na krzesło. Zobaczyłam Dorotę, która właśnie zajechała pod dom swoim autem więc szybko ubrałam buty, założyłam płaszcz i chowając telefon do kieszeni zamknęłam dom i wsiadłam do samochodu.
- Jak tam? - Dorota spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy po czym wycofała z podwórka i pojechałyśmy w stronę sądu.
- E okej. Jestem tylko trochę zmęczona. - uniosłam w górę jeden kącik ust.
- No tak nie dziwie się. Myślę, że ta sprawa w sądzie nie zajmię nam dużo czasu i jak tylko wrócimy to pójdziesz się położyć.
Uśmiechnęłam się porozumiewawczo w jej stronę i odwróciłam wzrok za okno. Nie było za nim nic szczególnego ale jakoś nie byłam teraz sympatykiem rozmów. Chciałam omijać je szerokim łukiem. Droga do sądu minęła dośc szybko bo po kwadransie byłyśmy już na miejscu i wchodziłyśmy do sali. Sala nie była tą słynną ' salą sądową ' tylko pomieszczeniem z dużym stołem i krzesłami wokół niego. Przy stole siedział mężczyzna i kobieta. Po późniejszym zapoznaniu był to pan adwokat i pani z Domu Dziecka. Dorota wymieniała się z nimi zdaniami a ja wcale ich nie słuchałam.
- Aha. Zaraz ma pojawić się jeszcze jedna osoba z rodziny Julii. - jak to jeszcze jedna osoba?! Dlaczego ja o tym nie wiem? Przecież jest tylko Dorota. Nikogo więcej nie znam...
- Jak to jeszcze jedna osoba? - oburzyłam się. - Przecież poza Dorotą nie mam nikogo więcej.
- Znaleźliśmy w archiwum pani rodziny jeszcze jedną osobę. Jest to pani... - przerwał mu wchodzący mężczyzna. - O. Już jest. - popatrzyłam na mężczyznę. - Pan Louis Tomlinson. - no tak to Louis, który odwiózł mnie wczoraj do domu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz